Ślepota twarzy, czyli prozopagnozja

bliźniaczki nie do odróżnienia
bliźniaczki nie do odróżnienia

Opublikowany: 29-07-2013

Ostatnio aktualizowany: 02-05-2020

Wydaje się nam oczywiste, że poznajemy swoich znajomych, sąsiadów i rodzinę, umiemy wypatrzeć ich w grupie nieznajomych i rozpoznać nawet jeśli zmienią fryzurę czy sposób ubierania się. Są jednak osoby, dla których jest to problemem. Prozopagnozja, czyli niezdolność do rozpoznawania twarzy może znacznie utrudnić życie.

Niedawno do prozopagnozji przyznał się Brad Pitt, o czym można przeczytać m.in. w artykule w natemat.pl, ale wbrew temu co można zrozumieć po tym artykule, prozopagnozja nie polega na tym, że nie pamiętamy skąd kogoś znamy albo nie pamiętamy jego imienia. Osobom ze ślepotą twarzy znajome osoby wydają się obce. Nie wiedzą, że w ogóle je znają. Zdarza się, że nie potrafią rozpoznać nawet swojej najbliższej rodziny, osoby, którą poznały 5 minut wcześniej ani samego siebie. Nie zawsze jednak prozopagnozja jest aż tak nasilona. Szacuje się, że na poważną prozopagnozję cierpi ok. 2% społeczeństwa, ale ok. 10% może cierpień na to zaburzenie w mniejszym nasileniu. Takie osoby nie mają problemów z rozpoznaniem rodziny i bliższych znajomych, ale mogą mieć problem z dalszymi znajomymi. Zdolność do rozpoznawania twarzy ma rozkład normalny, to znaczy najwięcej osób ma do tego przeciętną zdolność, natomiast na biegunach jest mała liczba osób z nieprzeciętną zdolnością. Z jednej strony są osoby z prozopagnozją, mniejszą lub większą, a z drugiej strony osoby z ponadprzeciętną zdolnością rozpoznawania twarzy – potrafiące poznać znajomego znajomego, którego widziały 5 minut 10 lat temu albo sprzedawcę ze sklepu, w którym byli jeden raz, rok wcześniej.

Jak radzą sobie osoby z prozopagnozją?

Osoby cierpiące na prozopagnozję poznają ludzi po innych wskazówkach, niż wygląd ich twarzy. Po ich głosie, sposobie chodzenia, poruszania się, albo po charakterystycznych cechach twarzy, np. odstających uszach, pieprzyku czy nietypowej fryzurze. Często pomaga im też kontekst. Na przykład mogą poznawać sąsiada po tym, że zwykle spaceruje z psem, którego poznają. Wystarczy jednak, że sąsiad raz wyjdzie bez psa i już zostanie uznany za osobę nieznajomą. Problemem dla osób z prozopagnozją są też osoby, które nie mają żadnych charakterystycznych cech, zwłaszcza jeśli zostaną spotkane w nietypowym otoczeniu. Łatwiej jest im poznać np. swojego nauczyciela, kiedy spotkają go w szkole niż na ulicy.

Co jest przyczyną prozopagnozji?

Przyczyny ślepoty twarzy nie są jeszcze do końca poznane, ale wiadomo, że gra w tym rolę zakręt wrzecionowaty, a szczególnie wrzecionowaty obszar twarzowy – FFA (fusiform face area). Prozopagnozja może powstać w wyniku uszkodzenia mózgu, np. po wypadku lub udarze, ale częściej jest wrodzona. Ciekawe jest, że osoby z prozopagnozją często mają także agnozję topograficzną – gubią się nawet w znanych miejscach i mogą mieć nawet problemy z trafieniem do domu. Niektórzy z nich mają też problemy z rozpoznawaniem innych konkretnych rzeczy, np. z odróżnieniem jabłka od gruszki albo gołębia od kruka, czy też z rozpoznawaniem charakterów pisma. Wszystko to wymaga przetwarzania całościowego, natomiast osoby z agnozją muszą zapamiętać szczegóły, aby być w stanie coś rozpoznać. Tak samo jak twarz mogą rozpoznać jedynie po jakiejś charakterystycznej cesze, tak samo poruszając się po otoczeniu muszą zwracać uwagę na charakterystyczne punkty, nie potrafią bowiem stworzyć w umyśle mapy poznawczej otoczenia. Podobnie jest z charakterem pisma. Kiedy często widzimy czyjś charakter pisma, zaczynamy patrzeć na niego całościowo i od razu po spojrzeniu rozpoznajemy czyj on jest. Osoby z tego typu agnozją mogą mieć jednak problem z rozpoznaniem nawet swojego pisma i mogą rozpoznać charakter pisma, tylko jeśli ma on pewną charakterystyczną cechę. Dla wielu osób z prozopagnozją problem stanowią jednak tylko twarze.

Bibliografia

  1. Ślepota twarzy w: Oliver Sacks „Oko umysłu”, Zysk i S-ka, 2011, s. 101-132
  2. faceblind.org

Autor: Maja Kochanowska

Jeśli uważasz, że ten artykuł jest wartościowy, możesz podziękować mi, kupując symboliczną kawę. Postaw mi kawę na buycoffee.to Dziękuję :)

Komentarze

  • Ludmiła pisze:

    Ciekawy artykuł, nie słyszałam o takiej przypadłości, chociaż byc może mam jej jakąś delikatną wersję. Mój mąż się ze mnie śmieje, że nie poznaję aktorów w różnych filmach. Dla mnie w każdym filmie wyglądaja inaczej i nie potrafię wychwycić ich charakterystycznych cech. Jednak jeśli już wiem, że to aktor z filmu „x”, wtedy widze pewne podobieństwa. Ciekawe, bo ze znajomymi, przedmiotami, czy orientacją w erenie nie mam problemów w ogóle.

  • Agnozje są ogromnym problemem o którym w ogóle się nie mówi. Niestety.

  • KK pisze:

    O rany, mam to!! Nie wiedziałam, że to ma jakąś nazwę! Wśród sąsiadów uchodzę za gbura, bo nie mówię im „dzień dobry”, ale nie dlatego, że ich nie lubię, tylko nie mogę skojarzyć ich twarzy, choć w jednym miejscu mieszkam już ponad 5 lat! Kojarzę ludzi po psach, czapkach, kurtkach- jak przychodzi inna pora roku i zmieniają sposób ubierania, tragedia, nie wiem kto jest sąsiadem, a kto nie. Czasem na wszelki wypadek witam się z mijanymi osobami, może akurat trafię na osobę, którą powinnam znać ;-) Ale zdaje się, wychodzę w ten sposób mało że na gbura, to jeszcze na świra :-P

  • Ewa pisze:

    Też to mam, od dzieciństwa. Mama zawsze się złościła, że nie kłaniam się znajomym i nie rozumiała, że nie potrafię ich rozpoznać. Żeby przestała się złościć, zaczęłam kłaniać się wszystkim których mijałam z mamą… Śmieszne, co?? Ale nie dla człowieka z prosopagnozją. Do dziś nie rozpoznaje ludzi, z którymi od lat pracuję w jednym budynku. Wybór nadal ten sam: uchodzić za ignoranta i nie kłaniać się, albo za świra i kłaniać się wszystkim. Problemem są też sytuacje, w których przedstawiam się komuś po raz trzeci bo nie pamiętam, że już się z tą osobą poznałam. Życie z tą przypadłością jest ciężkie i wymaga wielu sprytnych strategii, a i tak regularnie człowiek robi z siebie idiotę lub gbura. Właściwie już się z tym pogodziłam, piszę tylko dlatego, że by inni podobni do mnie wiedzieli że nie są sami we wszechświecie i że ktoś ich rozumie.

  • Magdalena pisze:

    Dzisiaj przedstawiłam się podajac ręke koleżance z kt?ra pracuje ponad 5 lat. :))) Biedna zrobiła głupia mine nie wiedzac co powiedzieć ale ręke podała. Nie była w uniformie i stad ta pomyłka. Tragedia.

  • Kamila pisze:

    No i pięknie. Ja także nie wiedziałam że coś takiego istnieje… Ogólnie uchodzę za gbura nie mówiąc dzień dobry, czy cześć. Idąc z mężem (w ślad za nim) praktycznie za każdym razem odpowiadam ludziom 'cześć’, a potem pytam się go „kto to był”? Śmieje się ze mnie …Stwierdziłam że ja już tak mam, a tu proszę – choroba. Kojarzę ludzi z konkretnymi sytuacjami, ale gdy ujrzę ich przykładowo w sklepie – na pewno nie załapię, że to oni. Ciężko, ale idzie się przyzwyczaić. Łatwiej gdy ma się przy sobie kogoś, kto może podpowiedzieć …
    pozdrawiam

  • Anna pisze:

    Dziś dokonałam odkrycia, że to właśnie ta przypadłość, oglądając galileo zaczełam szukać w internecie! Dotychczas myślałam, że jestem straszną gapą. Również chodzę z mężem spotykamy znajomych, rozmawiamy, a potem pytam: „kto to był” On już chyba się przyzwyczaił, bo często pyta: „oczywiście nie wiesz, kto to jest”. Nie rozpoznaję znajomych, nie pamiętam twarzy, ale np. fryzurę, sylwetkę itd. Na szczęście najbliższych poznaję, gorzej w pracy, bo pracuję z młodzieżą. Pozdrawiam.

  • Hanna pisze:

    Mam to samo :( tragedia, pracuje i mieszkam w stosunkowo niewielkim miasteczku, wiele osób pracuje w tej samej firmie co ja, a ja nikogo nie rozpoznaje ! Strach z domu wychodzić bo wszedzie moga byc znajomi ktorych za nic nie rozpoznam na ulicy – znajomi rodzice z wywiadówek, ludzie z pracy, sasiedzi itp
    Ja jakos nie moge sie do tego przyzwyczaić chociaz od zawsze tak mam …

  • Kamil pisze:

    Ja miałem taki przejściowy okres, między 20 a 22 rokiem życia, kiedy na własnym osiedlu, nie byłem w stanie rozpoznać sąsiadów. Oczywiście poznawałem rodzinę, znajomych, ale osoby które widywałem dość rzadko, ale mieszkały niedaleko, były całkowicie nowe i obce. Kiedy nie byłem pewien czy ta osoba którą widzę, jest sąsiadem, czy tylko kims podobnym, na wszelki wypadek mówiłem 'dzien dobry’.

  • Emilia pisze:

    Też to mam, po mamie. Może nie w aż tak dużym stopniu, jak niektórzy tutaj piszą, ale bardzo długo uczę się większości twarzy nowo poznanych osób. Twarze osób dłużej znanych rozpoznaję, ale żadnej nie potrafię bardzo szczegółowo odtworzyć w wyobraźni, nawet mojego męża i swojej. Nowych znajomych szybciej identyfikuję po sylwetkach, głosach, gestykulacji, ubraniach i fryzurach. Dla odmiany jednak mam ponadprzeciętnie rozwiniętą pamięć do tekstów i liczb, zawsze miałam najlepsze wyniki w nauce bez żadnego wysiłku.

  • Artur pisze:

    Cześć;) Mam tak odkąd pamiętam.Przeprowadzając się do nowego domu czułem ulgę bo uciekałem od sąsiadów którym powinienem się kłaniać.Co z tego,pojawili się nowi którym kłaniałem się w pas przez pierwszy tydzień a potem ciemnota.Najgorsze jest wyjść . do marketu,tylu ludzi i wrażenie że skądś ich znam a potem okazuję się że to ci sąsiedzi.
    Znajomych z dawnych lat już dawno przez to straciłem.Byłych dziewczyn też nie rozpoznaję na ulicy choć po jakimś czasie dochodzę kto się tak ładnie uśmiechał.Kiedyś na mieście żony nie poznałem,musiała mnie zatrzymać bo bym poszedł dalej.
    Chciałbym żeby wszyscy dowiedzieli się co mi dolega i chcieli sami zaczepić ,przypomnieć,pogadać.Fajnie byłoby porozmawiać .ze starymi znajomymi.

  • Sławek pisze:

    Cześć Artur też chciałem wyjechać ale w innym miejscu też będą znajomi których nie rozpoznam. Koledzy śmieją się ze mnie ,sąsiedzi szeptem mówią do siebie drwią jak przechodzę czasem mówią głośniej i słyszę.O idzie ten co ludzi nie poznaje i ha ha ha robią .Ale to nie jest najgorsze ,mówię o tym swojej najbliższej rodzinie potakują tylko głowami, uśmiechają się że wymyślam sobie chorobę. Znajomi widząc mnie w sklepie kupującego karmę dla psa życzą mi smacznego z drwiącym śmiechem .Najgorsi są najbliżsi, koledzy i sąsiedzi mówią takie rzeczy że przy tym co wcześniej pisałem to pestka .Przeżyłem padaczkę około 200 ataków a teraz to .Nieraz uderzyłem głową podczas ataków, nie wiedziałem co mi jest. Dziś przypadkiem wszedłem na tą stronę i teraz wiem ,jest mi dużo lżej że nie jestem sam i że ktoś to rozumie. Pracuje często ponad siły żeby zamęczyć moje ciało, ale jest silne, wcześniej ćwiczyłem na siłowni z 8 lat nie dając się padaczce, jest silne .Czasem proszę Boga Ojca Naszego
    by skrócił to życie .Nie poddaje się żyje.choć nie jest mi łatwo ,kiedyś zamęczę to ciało pracą.Wtedy będę wolny. Pragnę tak mocno tego że aż czuje radość w sercu .Kocham was, pracujcie i nie poddawajcie się ,przyjdzie czas a spotkamy się tam na górze Wolni .

  • Soko pisze:

    Jestem jeszcze lepsza – prozopagnozja, agnozja topograficzna i dysmuzja (amuzja?), krzywa przegroda nosowa, niedosłuch częstotliwościowy na poziomie ludzkiej mowy (mniej-więcej), na spółkę szumy uszne wysokoczęstotliwościowe, złożone, wielotonowe i momentami BARDZO głośne. Jednocześnie nienawidzę ciszy przez szumy i nie przepadam za muzyką. Dziedziczny, okropny trądzik w nasileniu średnio-ciężkim, pogłębiający się w latach. W dodatku od stereo (różnice minimalne w lewym i prawym, niby ma to powodować, że masz wrażenie jakby orkiestra z lewej strony była) powoduje u mnie słaby ból głowy i niewielką, krótkotrwałą dezorientację. Cieszę się, że nie mam migren.
    Co do rozpoznawania pisma to się nie wypowiem – swoje ciężko mi poznać, bo sama nie mam „stałego” – różnice pomiędzy stronami są dość spore, a pismo kolegi poznam wszędzie – nikt nie ma takiego ;). Faktycznie, skupiam się bardzo mocno na szczegółach, nawet w robieniu rzeczy codziennych rozdrabniam się na nic nie warte szczególiki. Dlatego sprzątać pokój nauczyłam się koło osiemnastki – tyle czasu minęło nim dotarłam do jednej wypowiedzi, która wyjaśnia problem – są tacy ludzie, którzy robią nic nie warte rzeczy w porządkach, które należą do sprzątania, ale nie wpływają na całokształt i w ten sposób po godzinie nadal wydaje się, że bałagan jest „taki sam”.
    Niestety, przez to dochodzą zaburzenia lękowe i obsesyjno-kopulsywne. Z kompulsji ,,leczę się sama” – dobrze prowadzony przedmiot „psychologia” na studiach naprawdę pomaga, z wielu kompulsji udało mi się ,,wyjść”, niestety wciąż męczę się z wieloma ,,obsesjami”. Na szczęście jest mi łatwiej od kiedy wiem, że tacy ludzie mają je, ale nigdy nie realizują myśli. Pomaga je zignorować.
    Mam też odwrócony rytm dobowy, nietypowe, ekscentryczne zainteresowania. Udaje mi się wychodzić na normalną, ale dla osoby, która była wychowywana pod kloszem (co spowodowało obsesje i lęki) pewne niuanse są wciąż nieuchwytne…
    Przeżyłam w podstawówce piekło. W gimnazjum podobnie. W liceum było lżej, poznałam parę osób, które miały podobne do moich zainteresowania, lub odchyły, a dzięki temu, że byliśmy najbardziej ogarnięci naukowo byliśmy „profesorami” ;).
    Organizacyjnie różnie to bywa. Niestety, czasu także nie jestem w stanie ogarnąć, ciągle zapominam o ważnych rzeczach. Na szczęście mam osoby, które mi odpowiedzą na pytania. W tym i poprzednich latach sprawiłam sobie kalendarz – co roku chudszy. I chyba to jest klucz do organizacji – żadnych notek, karteczek, notatek w zeszytach na rogu. Kalendarz to rozwiązanie dla osób skrajnie roztrzepanych ;).

Dodaj komentarz