Skaczesz ze spadochronem? A nie boisz się?

ja podczas kursu spadochronowego
ja podczas kursu spadochronowego

Opublikowany: 15-02-2019

Ostatnio aktualizowany: 07-10-2021

Nie jestem w stanie zliczyć ile już razy słyszałam to pytanie. I nigdy nie wiem jak odpowiedzieć, bo nie da się prosto „tak” albo „nie”. Jest różnie, dużo się zmieniało w miarę jak zdobywałam doświadczenie i zależy o jakim rodzaju „bania się” mówimy. Postaram się to wyjaśnić :)

Strach przed wyskoczeniem z samolotu

Nie pamiętam już czy bardziej się bałam przed pierwszym skokiem w życiu, który był w tandemie, czy przed pierwszym skokiem na kursie (minęło 15 lat od kursu i 16 lat od tandemu), ale niewątpliwie były to najbardziej przerażające momenty w moim życiu. W przypadku skoku w tandemie, jeśli dobrze to sobie przypominam, to najbardziej się bałam podczas tych kilku sekund, kiedy staliśmy w drzwiach chwilę przed wyjściem. Trochę inaczej to wyglądało już na kursie, kiedy skakałam z własnym spadochronem na plecach, musiałam sama podjąć decyzję, że skaczę i miałam do wykonania w powietrzu jakieś zadania. Właściwie nadal to tak wygląda… Już w momencie jak zaczynam iść w kierunku drzwi, przełączam się w tryb działania. Wchodzę w stan pełnej koncentracji i poziom adrenaliny, ciśnienia krwi itd. na pewno mam wtedy wysoki, ale dzięki temu, że w 100% skupiam się na tym, co mam do zrobienia, strach odchodzi na bok i nie odczuwam go wtedy.

Najbardziej przerażające były oczywiście pierwsze skoki. Potem, w miarę zdobywania doświadczenia strach, który odczuwałam przed skokiem osłabiał się, jednak nie był to spadek wprost proporcjonalny. Miałam sto kilka skoków, kiedy zauważyłam podczas lotu samolotem, że się nie boję. Było to akurat podczas kilkudniowego pobytu w Hiszpanii, kiedy każdego dnia wykonywałam po 2 – 4 skoki. Wystarczyło jednak, że przez zimę nie skakałam, potem przyszedł nowy sezon i stres wrócił. Jak trochę poskakałam to znikał, ale wystarczyło kilka tygodni przerwy i pojawiał się ponownie. Był już jednak znacznie mniej nasilony, niż przed pierwszymi skokami.

Obecnie skaczę bardzo rzadko, nie więcej niż kilka, kilkanaście skoków w sezonie, podczas gdy w pierwszych latach było to kilkadziesiąt rocznie, więc stres prawie zawsze mi towarzyszy. Jedno się jednak zmieniało – obecnie najbardziej się boję, będąc jeszcze na ziemi. Od początku tak było, że zaczynałam się stresować zanim jeszcze weszłam do samolotu, jednak im wyżej, tym strach był silniejszy i dopiero na chwilę przed wyjściem odchodził na bok. Teraz największy stres czuję w momencie przygotowywania się do skoku – zakładania kombinezonu, spadochronu, sprawdzania sprzętu itp. a w samolocie stres się zmniejsza. W pewnym momencie, jak miałam już ponad 200 skoków, miałam 3-letnią przerwę w skokach. Siedząc na strefie spadochronowej i czekając na pierwszy skok po przerwie, i potem przygotowując się do tego skoku, mój poziom stresu był chyba zbliżony do tego co czułam przed pierwszymi skokami. Jednak w samolocie, na wysokości kilkuset metrów zaczęło mi powoli przechodzić. Wiedziałam, że za chwilę będzie fajna zabawa i nie mogłam się doczekać aż znowu poczuję to niesamowite swobodne spadanie.

Nigdy jednak się nie zdarzyło, żebym w samolocie siedziała zupełnie wyluzowana, tak jak bym miała za chwilę wyjść na rower albo tak jak się czuję przed rozpoczęciem jakiejś łatwej drogi na ściance wspinaczkowej. Pewien poziom stresu zawsze u mnie jest.

Czego tak właściwie się boję? Nikt mi chyba nigdy nie zadał tego pytania, ale ja sama, zwłaszcza na początku, wielokrotnie je sobie zadawałam. I tak naprawdę boję się niczego. To znaczy, mój stres przed skokiem nie wynika z jakichś czarnych scenariuszy, że zrobię sobie krzywdę albo że spadochron się nie otworzy. Nie wynika też z lęku wysokości, bo ja wysokość uwielbiam i zachwyca mnie ona a nie przeraża. Po prostu się stresuję. Arno Ilgner, autor książki „Skalni wojownicy. Trening mentalny dla wspinaczy”, taki rodzaj stresu nazywa „lękami fantomowymi”. Osoby po amputacji kończyny często odczuwają ból amputowanej ręki czy nogi, który nazywa się bólem fantomowym. Podobnie jak może nas boleć coś, czego nie ma, możemy też bać się czegoś, czego nie ma. W przeciwieństwie do strachu przed prawdziwym zagrożeniem, lęk fantomowy jest ogólnym lękiem przed nieznanym, przed światem poza strefą komfortu. Ja nawet nie staram się z tym stresem walczyć, po prostu akceptuję, że jest i robię swoje.

Strach podczas skoku spadochronowego

Podczas samego skoku nie odczuwam strachu. Tak jak wspominałam wcześniej, chwilę przed wyjściem z samolotu, wchodzę w stan pełnej koncentracji. W psychologii nazywa się to stanem flow albo stanem uskrzydlenia. Jestem wtedy w innym świecie… o niczym nie myślę, tylko działam. Strach zostaje w samolocie i tak było od pierwszego skoku.

Polecam opowieść Willa Smitha o jego doświadczeniach ze skoku w tandemie. Zwłaszcza od 4:05. Właśnie tak się czułam w pierwszym skoku :)

Równie przyjemnie jest już po skoku. Kiedy adrenalina opada, pojawia się taki fajny wewnętrzny spokój. Teraz już niestety nie wchodzę po skoku w aż tak głęboki relaks, ale kiedyś po wylądowaniu mogłam przez pół dnia siedzieć i tylko patrzeć w niebo z uśmiechem na ustach i nie myśleć zupełnie o niczym.

Strach przed wypadkiem

Powiedziałam, że nie boję się, że zrobię sobie krzywdę albo że spadochron się nie otworzy, ale miałam tylko na myśli, że nie odczuwam przed tym strachu przed samym skokiem. Mam świadomość, że wypadki się zdarzają i że mi też może się zdarzyć.

Po skoku w tandemie długo się zastanawiałam czy na pewno warto zaczynać szkolenie spadochronowe. Kilka lat wcześniej miałam operację kręgosłupa i mój ortopeda mi tego zabronił. Zastanawiałam się czy może on ma rację, co będzie jeśli skończę na wózku inwalidzkim albo jeśli mój kręgosłup nie wytrzyma powtarzających się obciążeń i w wieku 30 lat będę zmagać się z codziennym bólem. Czy opłaca się ryzykować? Uznałam jednak, że się opłaca, bo nic mi nie da tyle radości co skoki. I po tym jak zdecydowałam, że chcę ryzykować, więcej już nie miałam wątpliwości.

Zdarzają się sytuacje, w których wiem, że skok wiązałby się z większym ryzykiem wypadku niż zwykle, na przykład jest silny wiatr albo jestem zmęczona. Mogę wtedy powiedzieć, że boję się, że nie dam rady. I jeśli czuję taką obawę, to nie decyduję się na skok – nie planuję się w ogóle albo się wyplanowuję. Jeśli jednak uznam, że dam radę, to potem w samolocie już nie rozważam czy na pewno dam.

Moja 3-letnia przerwa wynikała z kilku przyczyn. Po części ze względów finansowych, po części zabrakło mi motywacji, bo nie widziałam postępów w moich umiejętnościach, a po części bałam się wypadku. Ten strach po części wynikał z tego, że obecnie mam większą świadomość różnych zagrożeń niż jak zaczynałam skakać. Przed rozpoczęciem kursu i tak sporo czytałam o skokach, również o wypadkach, ale mimo to o wielu zagrożeniach dowiadywałam się dopiero w miarę zdobywania doświadczenia i teraz skoki spadochronowe wydają mi się bardziej niebezpieczne niż kiedyś. Po części wynikało to też chyba z tego, że z wiekiem ludzie często stają się mniej skłonni do ryzyka i tak samo jest w moim przypadku. Na jednej szali położyłam ryzyko a na drugiej przyjemność jaką dają mi skoki, która jest obecnie mniejsza niż kiedyś i wyszło mi, że nie opłaca się ryzykować.

W pewnym momencie nabrałam jednak ochoty, żeby ponownie skoczyć i znowu, jak już się na to zdecydowałam to więcej wątpliwości nie miałam i nigdy mi się nie zdarzyło, żebym w samolocie zastanawiała się co ja tu robię i czy na pewno chcę skoczyć. Jeśli jednak zdarzyłoby się kiedyś, że z jakiegoś powodu poczuję się źle w samolocie i nie będę pewna, czy jestem w stanie bezpiecznie wykonać skok, to myślę, że nie będę się bała zrezygnować przed samym skokiem.

fot. Cezary Subieta, mój kurs spadochronowy w Pociunai na Litwie :)

Autor: Maja Kochanowska

Jeśli uważasz, że ten artykuł jest wartościowy, możesz podziękować mi, kupując symboliczną kawę. Postaw mi kawę na buycoffee.to Dziękuję :)

Dodaj komentarz